Kurs na licencje wyścigową w Toruniu...eh...piknie było....
a było to w 1979r.
Na to żeby odbyć taki kurs trzeba było mieć licencję II-R i być delegowanym przez Automobilklub.
Kurs był trzydniowy. We wrześniu ( a może pażdzierniku?) Od 9 do 15 były zajęcia na lotnisku. Do dyspozycji mieliśmy 3 Promoty, ówczesnej formuły Polonia, z silnikami PF 1300, wypożyczone przez PZMot od Jużaka, Kiełbani i jeszcze kogoś, już nie pamiętam. Pierwszego dnia jezdziliśmy tylko "but" czyli końcówkę toru w kształcie litery L i wolno było tylko na I i II biegu. Ten kto zapiął III wypadał z zajęć. Trenowaliśmy, pamiętam, przejście "buta" na jednym przyłożeniu gazu, którego nie wolno było ani odjąć, ani dodać, bo wtedy wylatywało się z toru. Oczywiście nie przy ślimaczym tempie, a przy dochodzeniu do prędkości granicznej. I to prawda, doświadczyłem, jak każdy, bo było to wkalkulowane w zajęcia, ale na wyjściu, gdzie wylatywało się w pole. Jednemu z nas zdarzyło się to wcześniej, na wejściu, a że tam były pieńki po ściętych drzewkach...to na drugi dzień zostaliśmy z dwoma autami....
Po obiedzie były zajęcia teoretyczne m.in. z Bielakiem i ś.p. Władkiem Paszkowskim...a wieczorem...yyyhhhh....no co ????
Dlatego następnego dnia zajęcia na lotnisku zaczęły się nieco pózniej i od badania alkomatem (oczywiście była sanitarka i mieli alkomat)..było nas o kilku mniej, przez co mieliśmy więcej jazdy
. Po południu znowu nauka i nieco skromniejsze yyyhhhh....
Teraz w PCP to się nazywa "pełna kultura". Jak zwał, tak zwał, efekt podobny
Drugiego dnia mieliśmy "but" przedłużony o jakieś 800m prostej i wolno było zapiąć III. Pamiętam, że walczyłem z kaskiem..tak! Nie był to "integralny" (wtedy cymes !), musiałem jażdzić z mocno opuszczoną głową, bo gdy podniosłem to wiatr wpadał pod daszek i chciał mi zerwać kask, w końcu zerwał daszek i jezdziłem bez daszka. Popołudnie znowu teoretyczne, wieczór ..jakby smutniejszy
Trzeciego dnia nie było już wyścigówek..druga poległa na pieńkach, a trzecia się zepsuła. Mieliśmy jazdy z Władkiem, PF 125 Monte Carlo, oklatkowanym, wyposażonym, a jakże..i mieliśmy ćwiczenia na slalomie, a na koniec przejazd prostą do 100km/h i "altonen" do wykonania. Władek był świetnym trenerem, który nie szczędził nam cennych rad, ale i różnych ciekawych epitetów....byliśmy np.szmaciarzami etc. ale możliwość takiego treningu uwieńczona wypoconym "altonenem" (trening był do skutku !) zaćmiewała wszelkie trudy !
Na koniec był egzamin teoretyczny przed obliczem Bielaka, Paszkowskiego i Kiełbani. Kilka pytań z techniki jazdy, regulaminów....i była licencja I-W. Dawała prawo startu w WSMP. Wśród kursantów była m.in. Wanda Rutkiewicz.
W 1980r. przyszła na świat moja pierwsza córka
Wydarzenia sierpniowe, pózniej stan wojenny skorygowały moje plany.
Kask poszedł na półkę na długie lata.
Licencja leży w szufladzie.
Trochę wspomnień pozostało.
Do Torunia mam wielki sentyment....