Przeszło rok temu, kiedy rozglądałem się za własnym wozem, zajrzałem do komisu przy 29 listopada (wylot na Warszawę). Były tam wtedy dwa 944: białe (niejako "na wystawie") i czerwone (schowane wewnątrz placu).
Białe odstręczyło na starcie - silnik nie palił, z zewnątrz szpachla + rdza w ilościach hurtowych, wewnątrz grzyb na siedzeniach rozgościł się na dobre...
Ogólnie jego stan skojarzył mi się od razu ze stanem opisywanego już wielokrotnie "żółtka" z Al. Pokoju (ale ten w końcu szczęśliwego nabywcę przecież znalazł...
).
O szczegóły odnośnie auta nawet nie pytałem sprzedawcy, bo nie budził on we mnie żadnego zainteresowania.
Czerwony był w stanie nieco lepszym - można było wsiąść do środka, ale wnętrze też nie budziło przyjaznych uczuć (boczki drzwi trzymały się na słowo honoru, odstając na dobrą grubość palca od blachy, poprzecierane siedzenia, gałka dźwigni i kierownica, przy tym przebieg był bodajże dziwnie niski...
). Tego też się nie udało zapalić, bo jakoś dziwnie facet z komisu tłumaczył, że kluczyków do nie go nie ma
więc auto stało non stop otwarte...
Poza tym z zewnątrz, po pobieżnych oględzinach łatwo można było stwierdzić, że tu także przeprowadzono "interwencje blacharskie"...
Silnika już nie pomne (bodajże 2.5 8V lub 2.7), cena - chyba coś między 10 a 12 tys. zł
Moim zdaniem - oba lepiej odpuścić